Kiedy po raz pierwszy czytałam książkę GAPS, nie dość że wiedziałam, że dostałam wszystkie wskazówki, których sama potrzebowałam, to jeszcze czułam, że „coś się święci…”, i to coś wielkiego! Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o tym, że będę konsultowała setki osób i pomagała im wprowadzać protokół GAPS w życie. Nawet nie planowałam zostać dietetykiem! Nie śmiałam sobie wyobrażać tego, co zgotował dla mnie los i… teraz nie raz płaczę ze wzruszenia, kiedy słyszę i czytam wiadomości pełne wdzięczności i sukcesów, jakie dostaję od moich pacjentów! Bardzo za nie dziękuję!
Pamiętam kiedy odebrałam telefon od pacjentki, której historię przeczytacie poniżej…
„Pani Karolino! – Pani właśnie szukałam…
Zawsze byłam chorowita, bardzo drobnej budowy, miałam niedowagę (ważyłam od 40 do 45 kg). W dzieciństwie podawano mi sporo antybiotyków… W efekcie osłabienia układu odpornościowego od wieku nastoletniego wszystkie choroby przechodziłam bezgorączkowo. Cierpiałam na alergię wziewną. Często dokuczały mi bóle brzucha, miałam wzdęcia, gazy i biegunkę. Sytuacja gwałtownie pogorszyła się po urodzeniu drugiego dziecka. Biegunka weszła w stan przewlekły. Lekarz zdiagnozował niewydolność zewnątrzwydzielniczą trzustki, zlecił lekkostrawną, beztłuszczową dietę i przepisał enzymy trawienne. Wkrótce pojawiły się coraz dokuczliwsze ataki głodu i konieczność częstego jedzenia. W testach wyszły liczne nietolerancje pokarmowe, więc przeszłam na dietę eliminacyjną. Początkowo czułam poprawę na diecie bezmlecznej i bezglutenowej, ale po kilku latach i one okazały się nieskuteczne. Pobyty w szpitalu i próby postawienia diagnozy kończyły się fiaskiem. Wykluczono kilka jednostek chorobowych, takich jak celiakia, choroba Leśniowskiego-Crohna, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, ale przyczyn dolegliwości nigdy nie znaleziono. Jedyną radę, jaką słyszałam od kolejnych lekarzy było „proszę jeść to, co pani może i nie jeść tego, czego pani nie może”. Grupa produktów, których nie mogłam jeść była coraz większa. Do tego doszły stany lękowe, przez ponad 10 lat byłam na antydepresantach.
Wiosną 2020 r., razem z nadejściem pandemii, zdiagnozowano u mnie raka piersi. Zmiany były wieloogniskowe, rozsiane po całej piersi, z przerzutami do węzłów chłonnych, trzecie stadium rozwoju. Dostałam cztery tzw. czerwone chemie, potem dwanaście białych. Znosiłam je bardzo źle.
W te dni, kiedy czułam się trochę lepiej siadałam do komputera i śledziłam amerykańskie konferencje: „Anticancer revulution”… Czytałam skrypty po angielsku, nie znając języka.
Moim narzędziem był translator w komórce. Tłumaczenie było koślawe, ale robiłam to mając pełną świadomość, że znajdę tam informacje na temat naturalnych metod wspomagających leczenie onkologiczne, niedostępne w Polsce. W tym czasie zaczęłam sama uczyć się angielskiego i postanowiłam, że jeśli przeżyję, nauczę się biegle nim posługiwać.
Po leczeniu mój układu pokarmowego był w opłakanym stanie. Niewiele z tego, co jadłam było trawione i wchłaniane. Byłam skrajnie wyniszczona, bardzo słaba, ważyłam 39 kg. Niestety czekały mnie jeszcze dwie operacje: usunięcia i rekonstrukcji piersi i seria dwudziestu naświetlań.
Od zdiagnozowania nowotworu minęły trzy i pół roku. Od blisko pięciu miesięcy jestem na diecie GAPS.
Przez trzy lata każdy mój dzień był dosłownie walką o życie. Mimo, że choroba była w remisji ja nadal nie wracałam do sił. Dwa lata po chorobie dostałam zapaści. Byłam tak niedożywiona, że z trudem chodziłam i mówiłam. Objawy niedożywienia dawał też mózg – z trudem przetwarzałam informacje, zaczynałam o czymś mówić i zanim doszłam do końca zdania nie wiedziałam, co chcę powiedzieć. Wtedy chciałam już odejść. Przy życiu utrzymywały mnie tylko apteczne nutidrinki, ale po nich też czułam się źle, miałam nieprzyjemne skoki glukozy.
Tylko po zjedzeniu rosołu czułam przypływ energii i więcej siły. Pomyślałam wtedy, że będę je jeść kilka razy dziennie.
Któregoś dnia trafiłam w Internecie na wywiad z dr Natashą Campbell-McBride. Mówiła właśnie o rosołach i ich roli w regeneracji organizmu, a nawet wycofywaniu wielu chorób. Kupiłam jej książkę i już po przeczytaniu kilku rozdziałów wiedziałam, że ta dieta daje mi nadzieję na poprawę komfortu życia. O powrocie do zdrowia nawet nie śmiałam marzyć. Zdecydowałam się na nią już nawet nie ze względu na siebie, ile dla ratowania mojej rodziny, która borykała się z wieloma postępującymi chorobami.
Wkrótce trafiliśmy wszyscy pod opiekę do pani Karoliny. Nie mam słów, żeby wyrazić jak wiele jej zawdzięczamy. Bez niej z pewnością nie udałoby się nam. Były pytania, wątpliwości, sytuacje kryzysowe. Dziś większa część mojej rodziny jest na Pełnej Diecie GAPS. Wszyscy, widząc jak szybko wracają do zdrowia, twierdzą, że nie wyobrażają sobie powrotu do zwykłej diety i żywości z supermarketów. W moim przypadku postępy zdrowienia są bardzo powolne, ale zważywszy na to, z jakiego poziomu degradacji organizmu wystartowałam, mimo wszystko są fantastyczne:
- więcej sił,
- stabilny poziom energii,
- wydłużenie odcinków czasu między posiłkami bez pogarszającego się samopoczucia i pojawiania się silnych napadów głodu,
- cukier w normie,
- ustąpienie nawracających stanów grzybiczych w miejscach intymnych,
- jasność umysłu,
- poprawa nastroju,
- większa odporność na stres,
- spokój w brzuchu – mniej przelewania, mniejsze wzdęcie,
- poprawa jakości skóry – nawilżenie, koloryt, brak tzw. podków pod oczami,
- poprawa jakości snu – głębszy sen,
- mniej wybudzeń w nocy, uczucie wypoczęcia po przebudzeniu,
- ogólna poprawa parametrów krwi.
Sporo tych sukcesów!
Po przejściu ostatniej infekcji wirusowej górnych dróg oddechowych, podczas której pojawiła się pierwsza od dawna gorączka:
- ustąpienie nacisku na splot słoneczny,
- trawienie ghee,
- przed chorobą pojawiły się czerwone wypryski na twarzy, dość dużo, po chorobie znikły.
Nadal jem surową wątróbkę i żółtka. Piję GAPS shake’i dwa razy dziennie. Co tydzień robię trzydniówkę lewatyw z kawy. Smaruję brzuch tranem, a całe ciało smalcem gęsim.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje.
Po ponad 20 latach eksperymentów z różnymi dietami, coraz bardziej pogarszającym się zdrowiem, wreszcie chorobą nowotworową i takim wyniszczeniem organizmu, że każdy dzień był prawdziwą walką o przeżycie. Ta ostatnia bitwa doprowadziła do skrajnego wyniszczenia organizmu i niemożności przyswajania pokarmów poza aptecznymi nutridrinkami i domowymi rosołami. Och, chciałabym się podzielić tym cudem, którego wszyscy doświadczyliśmy z całym światem! Bez wsparcia pani Karoliny, która podjęła się prowadzenia tak trudnego przypadku, z pewnością nie wytrwałabym.
Nie chcę Pani zanudzać moim ciągłym zachwytem nad efektami diety i wdzięcznością za Pani prowadzenie, ale nie da się inaczej. Jest Pani w moim sercu i modlitwie, i tak już zostanie.”